Co sprawiło, że postanowiłeś zostać korepetytorem?
Pomysł na to, aby na poważnie zająć się nauczaniem przyszedł mi do głowy w 2012 roku, gdy straciłem pracę w jednej z warszawskich korporacji. Początkowo zakładałem, że będzie to tylko forma zarobienia dodatkowych pieniędzy w czasie, gdy szukałem nowego zatrudnienia. W tamtym czasie nie myślałem o tym zawodzie poważnie między innymi dlatego, że uważałem, że się do tego nie nadaję. Jednak dość szybko okazało się, że udzielanie korepetycji może być opłacalne – po kilku miesiącach zdołałem zebrać już jakąś grupę klientów, co pozwoliło mi mniej więcej wyrównać poziom zarobków z wcześniejszej korporacji. Jednak wtedy już nie tylko aspekt finansowy był dla mnie ważny – w miarę nabierania doświadczenia i poznawania tajników zawodu korepetytora coraz bardziej przekonywałem się, że ta praca sprawia mi dużą satysfakcję, a dobre relacje z uczniami i ich wyniki konsekwentnie motywowały mnie do dalszego rozwoju w tej dziedzinie.
Opowiedz krótko o początkach swojej działalności.
Cóż, na pewno nie będę oryginalny, jeśli powiem, że łatwo nie było. Mimo że zgłaszali się uczniowie, była satysfakcja i zapał, to w moim przypadku podjęcie się tego zajęcia wiązało się z diametralną zmianą nie tylko systemu pracy, ale i całego życia, ponieważ musiałem przestawić się z wygodnego, ośmiogodzinnego trybu „biurowego” na tzw. „nienormowany czas pracy”, bardzo często wykraczający poza standardowe ramy czasowe. Było również wiele wyzwań w zakresie ustalania modelu współpracy z uczniami – niekiedy metodą prób i błędów, ciągłej nauki tego, jak uczyć, a niejednokrotnie też wyciągania kreatywnych wniosków z niepowodzeń i porażek. Niemiej jednak, cel uświęca środki i dziś – z perspektywy czasu – mogę śmiało stwierdzić, że wszystkie te rzeczy były bardzo motywującą i potrzebną dawką adrenaliny. I wciąż są!
Skąd pomysł na taką nazwę?
Decydując się na nazwę „Faster English” kierowałem się głównie prostotą i chwytliwością tego hasła. Nie zależało mi aż tak bardzo na tym, aby firma koniecznie miała angielsko brzmiącą nazwę, jednak taki zestaw słów, oznaczający „szybszy angielski”, wydał mi się odpowiednio zwięzły i łatwy do zapamiętania. Przy okazji, już na starcie może przekazywać potencjalnemu uczniowi pewną informację – że przy naszych lekcjach jego angielski będzie szybszy niż wcześniej.
Jak wspominasz swoja pierwszą lekcje?
Bardzo dobrze, bo ogólnie do tamtego okresu mojego życia mam duży sentyment. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że moja pierwsza lekcja jako korepetytora odbyła się dużo wcześniej, niż zdecydowałem się zrobić z tego sposób na życie. Miałem wtedy 15 lat i byłem w drugiej klasie gimnazjum. Pewni znajomi moich rodziców w jakiś sposób dowiedzieli się, że jestem dobry z angielskiego. Ich 9-letni syn miał dość słabe oceny w szkole, więc zapytali, czy nie mógłbym go trochę podszkolić z języka. Mimo że był trochę nadpobudliwy i musieliśmy co pewien czas robić przerwy na jakieś niezwiązane z lekcją gry, zabawy czy pogadanki, to zajęcia bardzo mu się podobały. Jakiś czas później miałem już kilkuosobową grupkę uczniów, pochodzących głównie z klasy tego chłopaka i z osiedla, na którym mieszkał, bo chętnie polecał mnie dalej. Dziś sam się dziwię i stwierdzam z lekkim przerażeniem, że mój pierwszy uczeń, wówczas 9-letni, ma już prawie 30 lat! (śmiech) Ale cóż, sam przecież jestem niewiele starszy, tylko po prostu trafiło mi się udzielać lekcji, będąc nastolatkiem.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Jest parę rzeczy, które lubię w równym stopniu. Dobre wyniki i postęp uczniów są naturalnie czynnikami bardzo motywującymi. Sprawia mi to ogromną satysfakcję. Kontakt z ludźmi – i z młodzieżą, i z dorosłymi, z jednostkami i grupami, z różnymi profesjami i firmami, jest bardzo rozwijający. Ta różnorodność sprawia, że cały czas, nawet mimowolnie, czegoś się uczę. Zawsze ktoś powie mi coś ciekawego, przedstawi interesujące poglądy. Wydaje mi się, że przez ostatnich parę lat np. większość książek, które przeczytałem, większość obejrzanych filmów, odsłuchanych albumów muzycznych itd. mógłbym śmiało skojarzyć z wcześniejszymi rozmowami z klientami i uczniami na temat tych publikacji – które oni już znali, a ja dzięki nim poznałem. Te rozmowy oczywiście odbywały się po angielsku w ramach zajęć konwersacyjnych. To jest fantastyczne, kiedy okazuje się, że pozornie zwykłe lekcje przyczyniają się nie tylko do rozwoju ucznia, ale i do poszerzania horyzontów korepetytora. I między innymi za te inspiracje jestem moim uczniom niezmiernie wdzięczny.
Podejrzeliśmy Twój profil na Facebooku i trzeba Ci przyznać całkiem niezłej kondycji. Nadal dbasz o sylwetkę?
Dziękuję za miłe słowa. Tak, cały czas staram się trzymać dobrą formę. Choć obecnie nie jest to takie proste, bo np. kluby fitness są zamknięte od ponad roku. Jest jednak sporo innych możliwości, z których chętnie korzystam – obecnie po prostu biegam, dużo jeżdżę rowerem i robię trening funkcjonalny w domu i na zewnątrz na stacjach do street workoutu.
Utrzymujesz kontakt z byłymi uczniami?
Nie mam na to stałej reguły. Z większością klientów kontakt raczej się urywa po zakończeniu współpracy, choć jest parę byłych uczniów, z którymi czasem rozmawiam na Facebooku. Są też i takie osoby, z którymi po zakończeniu nauki zachowałem kumpelskie relacje i czasem się widujemy towarzysko.
Pamiętasz najtrudniejszego ucznia w swojej karierze zawodowej?
Ogólnie staram się nie przypisywać uczniom jednoznacznej „łatki” typu „trudny”, „łatwy”, „uprzejmy”, „nieuprzejmy” itd. Zawsze szukam sposobu na znalezienie wspólnego języka z każdą osobą, którą uczę i z reguły to się udaje. Często okazuje się, że na początku po prostu musimy się „dotrzeć”, a po takim „dotarciu” mamy super sztamę. Ale owszem, pamiętam uczniów, których nauczanie było nie lada wyzwaniem. Nie dlatego, że byli np. niemili czy przeszkadzający w prawidłowym prowadzeniu lekcji. Wręcz przeciwnie – byli to wspaniali i przesympatyczni ludzie. Wyzwanie polegało jednak na tym, że byli to uczniowie z pewnym upośledzeniem umysłowym i zespołem Aspergera. Nie było łatwo dostosować do tych lekcji model nauczania i tempo, ale koniec końców wszystko się udało i współpraca była bardzo owocna. Ja sam wówczas utwierdziłem się w przekonaniu, że czasami warto zwolnić, aby mieć trwałe i wymierne efekty nauki.
Jak często zdarza się, że uczniowie proponują pieniądze za rozwiązanie zadań, za gotowe treści?
Taki proceder zdarza się bardzo rzadko, ale czasem ma miejsce. Nie przyjmuję takich propozycji z kilku powodów. Pierwszy z nich jest taki, że staram się zachować pewną etykę zawodową, pewien etos, który warunkuje poniekąd jakość moich usług, szacunek do siebie samego i do zawodu, który wykonuję. Zawsze wówczas wyobrażam sobie, że przecież po „drugiej stronie” jest osoba praktycznie taka sama, jak ja – tj. osoba nauczyciela lub egzaminatora, która uczy tego samego przedmiotu i wkłada w przekazanie wiedzy tyle samo wysiłku, co ja. Jeśli nie więcej. Zgadzając się więc na takie propozycje czułbym, że niweczę miesiące pracy tamtego nauczyciela, a sam przecież nie chciałbym zostać oszukany w ten sposób. Kolejny powód dotyczy potencjalnych konsekwencji takich praktyk w przyszłości. Jeśli taki uczeń lub student postępuje tak z większością prac domowych, sprawdzianów czy egzaminów, i jeśli to zjawisko dotyczyłoby nie tylko jednej osoby, ale tysięcy osób, będących przyszłymi menadżerami, dyrektorami, prezesami lub politykami, to istniałoby bardzo duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości firmy, instytucje, a nawet cały kraj, zarządzane byłyby przez niekompetentnych ludzi, którzy „kupili” sobie egzaminy i dyplomy. A ja nie chciałbym funkcjonować w takiej rzeczywistości.
Przez tak długi okres pracy na pewno znalazłeś wiele sposobów do nauczania, podzielisz się kilkoma z nami?
W nauczaniu mojego przedmiotu, czyli języka angielskiego, bardzo ciekawe jest to, że zasadniczo nie ma jednej i uniwersalnej metody przekazywania wiedzy. Nie ma zatem metody „cud”, „magicznej pigułki”, metody „na skróty”. Najskuteczniejszym sposobem nauczenia się języka obcego (zakładając, że jesteśmy w Polsce i nauka odbywa się tylko poprzez zaplanowane lekcje i związaną z nimi aktywność pozalekcyjną) wydaje się imersja – zanurzenie się w temacie. Nie nazwałbym tego jednak metodą, a podejściem, sposobem postępowania. I oczywiście jest to w większości odpowiedzialność nauczyciela, aby taką imersję – holistyczne ujęcie przedmiotu, uczniowi zapewnić. Całościowa nauka powinna polegać na jednoczesnym rozwijaniu wszystkich kompetencji językowych w taki sposób, aby te biegłości wzajemnie się uzupełniały, co można osiągnąć, stosując odpowiednio stymulujące materiały – zarówno te dedykowane do nauki (np. podręczniki), jak i takie, których twórcy nie zakładali, że będą one wykorzystywane do nauki języka obcego (np. filmy, seriale, wykłady „Ted” lub podobne, podcasty). Cały proces powinien jednak odbywać się w sposób kontrolowany zarówno przez nauczyciela, jak i przez ucznia – tak aby się w tym wszystkim nie pogubić, bo takie pogubienie się może szybko zniechęcić do dalszej pracy nad językiem.
Dzięki swojej wiedzy w nauczaniu na pewno masz kilka rad dla rodziców, czego nie powinni robić a na co zwracać uwagę w edukacji swoich dzieci?
Gdybym miał cokolwiek zasugerować wszystkim rodzicom, których pociechy uczą się w podstawówce lub szkole średniej, moja rada brzmiałaby: Bądźcie sprawiedliwi w obu kierunkach! Jeśli karcicie swoje dziecko za złą ocenę – jedynkę czy dwójkę, nie zapominajcie w takim samym stopniu pochwalić je za ocenę dobrą – czwórkę, piątkę lub szóstkę. Dziecko nie może mieć poczucia, że za złe oceny oczywistą karą jest reprymenda, pogadanka, a nagrodą za dobrą ocenę jest tylko brak kary. W takiej sytuacji w umyśle dziecka tworzy się błędny obraz jego samego jedynie jako złego lub nijakiego, bo do myślenia o sobie „jestem dobry/-a” nie dano mu powodów.
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym czy uczniowie Cię lubią?
Zastanawiałem się. Choć nigdy nie będę miał stuprocentowej pewności, wydaje mi się, że lubią. Praktycznie na wszystkich lekcjach mam z uczniami lekką, przyjemną atmosferę i mam nadzieję, że jest to dowód na pewnego rodzaju sympatię z ich strony.
Czy według Ciebie, zajęcia online przynoszą tyle samo korzyści co standardowe zajęcia stacjonarne?
Zdecydowanie mogą i mają w tym zakresie pełen potencjał. W czasach, kiedy technologia tak bardzo nam sprzyja pod kątem załatwiania mnóstwa rzeczy on-line, w przypadku lekcji zdalnych jedyną przeszkodą wydaje się być najczęściej osobiste nastawienie ucznia. Ale i to się dynamicznie zmienia i idzie ku lepszemu, bo coraz więcej osób przekonuje się do lekcji przez Internet.
Myślisz, że będziesz nauczać na emeryturze?
Ciężko powiedzieć. Podobno to nie jest wcale takie pewne, czy w ogóle emeryturę będę miał (śmiech), mimo że opłacam składkę emerytalną. A tak poważnie, będzie to zależało od tego, jaki poziom wewnętrznej energii będę miał w tym czasie. Nie mówię o sile fizycznej, ale o pewnej „iskrze”, która w tym zawodzie jest potrzebna i którą w młodości, a nawet i w średnim wieku (czyli moim, haha) wciąż się ma. Nawet jeśli jako starszy pan nie będę już aktywnie uczył, to być może będę pisał książki: podręczniki, poradniki językowe itd. Już teraz powoli zaczynam o tym myśleć, choć zdecydowanie nie myślę jeszcze o emeryturze.
Co sądzisz o naszym portalu eKorki?
Uważam, że świetnie się rozwijacie. Nie zauważyłem na innych portalach, których jest całkiem sporo, tak dynamicznego rozwoju np. w ciągu ostatniego roku, jak u Was. Bardzo fajne jest to, że integrujecie działania grup facebookowych bezpośrednio z aktywnością portalu i nie pozostajecie przy tym anonimowi – wszyscy wiedzą, które grupy to eKorki i że eKorki prowadzą grupy na FB. Wówczas użytkownik czuje się bezpiecznie, bo wie, że grupa jest zarządzana nie przez amatorów, a przez profesjonalistów z porządnym zapleczem w postaci Waszej firmy i portalu. Jesteście klarowni i to sprawia, że ludzie Wam ufają.
Czy nasze polecanie uczniom w komentarzach na Facebooku bywają pomocne?
Jak najbardziej. Niejednokrotnie miałem przyjemność być przez Was polecany i zdecydowanie takie polecenia dodają moim ogłoszeniom wiarygodności. Jesteście pewnego rodzaju autorytetem i myślę, że uczniowie często dochodzą do wniosku, że jeśli polecacie jakieś ogłoszenie, to musi ono być warte uwagi.
Dziękuję Macieju za dobre słowa w imieniu całego zespołu eKorki.pl dziękuję również za wylewność w odpowiedziach. Musze przyznać, że zaliczam ten wywiad do jednego z ciekawszych.
Bardzo dziękuję za przyjemną i kreatywną rozmowę. Rzadko mam okazję usiąść i spokojnie przeanalizować te wszystkie istotne aspekty, które poruszyliśmy w rozmowie, a przecież od czasu do czasu należy to robić – także dziękuję za zainspirowanie mnie do tego. Mam nadzieję, że za jakiś czas porozmawiamy ponownie i będę mógł podzielić się z kolejnymi doświadczeniami i wnioskami.
Profil Macieja na eKorki.pl można zaleźć tutaj: Maciej Winnicki
Aby dodać komentarz, musisz się zalogować.